Blog Kokosa

.NET i okolice, wydajność, architektura i wszystko inne

NAVIGATION - SEARCH

Pasja i umiar

PKP Intercity. W drodze do Białegostoku na 56 spotkanie BSTOKNET, gdzie powiedzieć mam prezentację na temat zarządzania pamięcią w .NET. Za oknami już ciemno. Spokojny rytm podróży, ciepło klimatyzacji oraz ogólnie niewyspanie sprzyja nostalgicznym rozważaniom filozoficznym. Oraz drzemkom. Internet ledwo dyszy gdzieś w trasie za Tłuszczem - tym lepiej, przynajmniej nie ma co odciągać myśli, skoro nic się nie ładuje.

A myśli w naturalny sposób krążą wokół faktu, że jadę na jeden wieczór do innego miasta tylko po to, żeby wygłosić tam prezentację. Pasjonat do innych pasjonatów. Dziwna ta nasza społeczność, komu by się chciało? Te rozważania w naturalny sposób splatają się w głowie z dzisiejszym postem Macieja Aniserowicza (vel. Procent), do którego właśnie jadę, na temat jego decyzji o odejściu z pracy z powodu swoistego "wypalenia zaangażowaniem". Nie da się od kilku lat żyć tak, że praktycznie każdy urlop przeznaczony jest na prelekcje i konferencje, że wieczory i noce ciągle zarywane. W końcu musiał wybrać jedną z dwóch opcji - rzuca to wszystko albo rzuca pracę. I wybrał to drugie, brawo! 

Tymczasem remont niby skończonych torów daje się we znaki. Połączenie Warszawa - Białystok otwarto po ponad roku kilka dni temu, więc albo już coś się popsuło albo wciąż coś kończą. Zapowiadający się poślizg sprawi, że na spotkanie będę "na styk". W nieskończoność kręcący się w tle loader strony z rozkładami jazdy nie pomaga - nijak nie sprawdzę jakie jest realne opóźnienie. A za oknem mijamy powoli jakiś protest. "Nie dla likwidacji przejazdu". Reflektory, zamieszanie, cała wioska zapewne protestuje. No tak, położyli nowe tory i zapewne przy okazji zlikwidowali wygodny przejazd, teraz będą zasuwać/drałować kilka kilometrów do innego, najbliższego.

Decyzja Macieja podoba mi się, zapewne mu się uda i spokojnie będzie żył od pierwszego do pierwszego. Zbudował sobie markę, która mu na to pozwoli. Gdyby anonimowy dev X powiedział sobie - teraz rzucam pracę i jakoś to będzie, jakieś oferty będą, jakoś się dogadamy - to prawdopodobnie szybko musiałby zweryfikować swoje plany. Ale czy Maciek od początku do tego dążył? Akurat z nim SMSuje, wyliczenia wskazują, że pociąg złapie 40 minut poślizgu więc wysiądę na stacji po tym jak już zacznie się spotkanie. No trudno, taki mamy klimat. A w głowie wciąż kołacze się, po co to wszystko, mógłbym sobie teraz z żoną oglądać telewizję. Albo zamontować dawno obiecany stolik w kuchni. Jednak zaczyna się klarować dość oczywista odpowiedź - pasja, człowieku! Każdy ma albo powinien mieć jakąś. Śpiewanie, granie, tańczenie - coś co zajmuje nasze myśli, sprawia po prostu przyjemność, robić coś więcej niż tylko jeść, spać i pracować. Z tym że ja dopiero zaczynam (co to są trzy prelekcje na karku), a Procent już daleko, daleko dalej, na drugim końcu. Zupełnie jak na relacji Warszawa - Białystok!

W moim banalnym odkryciu upewniam się już wracając po spotkaniu. Oraz po rozmowie z Maćkiem. Jeszcze siedząc kilka minut przed prelekcją, sam, przy biurku, jak do odstrzału, pełny tremy (czy ona kiedyś znika?) coś tam się we mnie buntuje - i po co Ci ten stres? po co się na to wszystko narażać?! Dla kasy? Lepszej pracy kiedyś? Psuedo-sławy jakiejś? Maciek stawia sprawę jasno - klepiąc kod od 9 do 17 można znacznie spokojniej żyć, podobnie zarabiać i jeszcze mieć wolne wieczory. No i znowu odpowiedź przychodzi banalnie prosta - pasja. Adrenalina i satysfakcja z działania, z pokonywania siebie, chęć podzielenia się czymś co lepiej lub gorzej wiesz i rozumiesz, bo Cię to interesuje i wierzysz, że innych też może. No i poznawanie nowych, ciekawych ludzi - chyba najważniejsze. 

Jedni skaczą na bungee, drudzy nauczają karate, jeszcze inni jeżdżą po świecie. Chcą się uczyć i rozwijać w ich temacie, bo to ich kręci. Pasja w swojej zdrowej formie nie jest rekompensatą, sposobem na podbudowanie nadgryzionego poczucia własnej wartości. Jest czymś co zostało w nas wpisane, a my tylko z lepszym czy gorszym skutkiem próbujemy tę pasję rozpoznać i nią żyć. Pasją może być programowanie, strzelanie, pływanie, wszystko. I myślę, że Maciek też tak ma. Ale pasja może się degenerować, można po prostu przesadzić, by w końcu - wypalić się. Gonitwa za poznaniem każdego nowego frameworka, pokonania wszystkich znajomych reputacją na StackOverflow, a tu jeszcze trzeba kilka postów napisać bo inaczej wypadnie się z obiegu - we wszystkim trzeba mieć umiar. Pasja i umiar, to według mnie klucz do sukcesu. Innymi słowy - umiejętność odpuszczenia, że ktoś coś zrobił lepiej, więcej, szybciej. Ale fakt, że pasja może stanowić swoiste zagrożenie nie oznacza, że powinniśmy jej w ogóle unikać, prawda? Jeśli mnie ktoś spyta czemu czasem wygłaszam prezentację albo zdecydowałem się zaangażować w rozkręcenie nowej grupy w Warszawie (o czym niedługo), to podlinkuje mu ten wpis - bo o tym miał być. Choć nie wiem czy wyszło.

Tymczasem całkiem wygodnie mi się wraca, opierając się o fajową poduszkę w kształcie dyskietki, którą wygrałem na spotkaniu. Tym razem pociąg chyba nie złapie takiego opóźnienia. To dobrze, nie spóźnię się za dużo do pracy. Ogólne rozprężenie - nie wiem jak było, chyba nie tak źle, sądząc po ankietach. Fajny czas, już za chwilę przerwa świąteczna, trochę wolnego itd. Ha! Będzie trochę czasu by zacząć przygotowywać się do styczniowego BoilingFrogs! Eh ta pasja...

blog comments powered by Disqus