Blog Kokosa

.NET i okolice, wydajność, architektura i wszystko inne

NAVIGATION - SEARCH

Inny, wspaniały świat - odcinek II

Interaktywne opowiadanie programistyczne w alternatywnej rzeczywistości współczesnego PRLu. Każdy odcinek stawia bohatera Mirka przed wyborem, którego dokonujesz Ty Czytelniku. Ja na podstawie głosowania piszę kontynuację fabuły - około 400 słów by nie było za długo, by było granularnie. Zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi! Zapraszam do wspólnej zabawy.

Nawigacja: Pierwszy odcinek - Poprzedni odcinek - Następny odcinek

Odcinek II

Solidne dębowe drzwi otwierały się bardzo powoli. Ich ruch wydawał się majestatyczny, a powietrze wokół nich dziwnie gęste. Tak jakby oglądać film w zwolnionym tempie. Głowa pulsowała niemiłosiernie. To nie mogło się inaczej skończyć. Mogłem wczoraj wrócić do domu, odpocząć, pouczyć się co nieco. Ale pomysł wstąpienia "na jednego" wydawał się taki kuszący. Kto mógł przewidzieć, że wychodząc z baru - z solidnym postanowieniem wyspania się - spotkam kolegę z podstawówki. Jest tramwajarzem w Miejskich Zakładach Komunikacyjnych. Jeździ codziennie na tej samej trasie z Bródna, przez most Gomułki do Bemowa. Codziennie osiem godzin bezrefleksyjnego jeżdżenia po tych samych torach, na tej samej linii od dwóch lat. Właśnie dostał przydział na zakładowe mieszkanie na Mokotowie. Żona, dwójka dzieci. Wyglądał na przyzwyczajonego do szarości swojego życia, idealnie komponującego się z szarością tego miasta. I po co mi te lata studiów, kolejne lata praktyki? Może trzeba było jeździć tramwajami? Przypomniałem sobie, że faktycznie zawsze lubił tramwaje, już od podstawówki.

 - Czy Pan mnie słyszy?

Proste pytanie przywołało mnie do rzeczywistości. Spotkałem się wzrokiem z lekko zniecierpliwionym spojrzeniem przewodniczącej Komisji Egzaminacyjnej. Oczy całej komisji utkwione we mnie. Uświadomiłem sobie gdzie i po co się znajduję. I choć głowa pękała, a za szklankę wody dałbym się pokroić, powoli sformułowałem najbardziej skomplikowane zdanie, na jakie było mnie stać:

 - Tak.

 - Doskonale - kontynuowała przewodnicząca - witamy serdecznie na Państwowym Egzaminie Zawodowym upoważniającym do uzyskania Licencji Zawodowej Informatyka.

Skinąłem bezwiednie głową, co z pewnością nie wchodziło w poczet dobrych manier w takiej sytuacji. Zanim jednak zdążyłem wyartykułować cokolwiek, czym mógłbym poprawić wrażenie, pani przewodnicząca kontynuowała:

 - Posiadanie Licencji Zawodowej Informatyka jest ogromnym zaszczytem. My, cała Polska Rzeczpospolita Ludowa, pokładamy ogromne nadzieje w patriotach, którzy w imię żywotnych interesów naszego państwa i narodu pracować będą nad nowymi technologiami. Wszyscy czekamy na Wasz patriotyzm czynu, wyrażający się coraz lepszą jakością pracy, wytrwałością i produktywnością. Współczesny świat jest oparty na technologiach komputerowych. Cały blok wschodni jest potęgą cyfrową właśnie dzięki ludziom takim, jakim Pan może się kiedyś stać. Stojąc tu dziś przed nami jest Pan na dobrej ku temu drodze.

Potok słów wypowiadanych przez bezimienną panią przewodniczącą działał usypiająco. Tramwajarz, to całkiem dobry zawód. W sumie też lubię tramwaje. Nie da się nigdzie przez przypadek skręcić...

- ... dlatego przejdziemy teraz do właściwej części Egzaminu. Czy jest Pan gotowy?

- Oczywiście - odpowiedziałem, wracając powoli wzrokiem ku spojrzeniu przewodniczącej.

- Doskonale - odrzekła, lekko poprawiając się na krześle. 

Przysiągłbym, że przez chwilę zauważyłem w niej nutkę zainteresowania. Czyżby to jej ulubiony moment, to napięcie tuż przed tym, czy okaże się mieć do czynienia z kompletnym debilem czy geniuszem?

- Proszę zatem powiedzieć kilka słów o sobie.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Wolałbym być zapytany o transformatę Fouriera albo historię doskonałych komputerów K-202. Ale na tak otwarte pytanie moja głowa nie była gotowa. Powoli jednak zmusiłem się i zacząłem bez specjalnego przekonania:

- Mirosław Karp, lat 26, urodzony i zamieszkały w Warszawie. Odkąd pamiętam interesowałem się matematyką i kalkulatorami. Po ukończeniu liceum im. o profilu matematycznym postanowiłem obrać karierę informatyka. W wieku 15 lat wraz z ojcem...

Nagle poczułem, jakbym dostał obuchem w głowę. Przeszły mnie dreszcze na myśl o tym, co chciałem przed chwilą bezwiednie powiedzieć. Czy moja roczna wizyta w USA może mieć wpływ na wynik egzaminu i nastawienie komisji? Czy komisja wie o niej "ze stosownych źródeł"? Jeśli wie, a ja nic nie powiem - nie zostanie to dobrze odebrane. A jeśli nie wie, to bez sensu się z tym wyrywać. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem!


blog comments powered by Disqus