Pracuję na etacie od 10 lat. O ile mnie pamięć nie myli, dokładnie 10 lat - pierwszy miesiąc to był właśnie Maj 2006 roku. Trzeba przyznać, że czas ten minął błyskawicznie i nie mogę powiedzieć, że był zawodowo jakimś ciężkim znojem. Zwłaszcza, że jak już pisałem, miałem rok przerwy i byłę fotografę. Były oczywiście okresy trudniejsze i okresy przyjemniejsze, ale praca w kamieniołomach to nie była.
Z drugiej strony jednak 10 lat to obiektywnie kawał czasu. I dobry moment, żeby się na chwilę zatrzymać i spojrzeć w tył. Zatrzymałem się zatem i popatrzyłem. Wiele tam nie zastałem - moja praca była ok i pracodawcy byli jak najbardziej ok, ale można by to wszystko określić raczej terminem "stagnacja". Prywatnie działo się bardzo wiele - ze ślubem na czele - ale mam na myśli tę zawodową część życia. Ostatni rok zaś, jak można zauważyć, w końcu mnie "ruszyło" i postanowiłem zacząć realizować się w dawno mnie kuszących i pociągających obszarach. Zaktywowałem się w społeczności, zacząłem być prelegentem, prowadzić bloga. Wszystko to jest super i jestem pewny, że to część mnie, a nie chwilowe zafascynowanie. O motywacjach pewnie jeszcze kiedyś napiszę, ale teraz chciałbym powrócić do tytułowego pytania.
Zatem, jak nie zarabiać przez 3 miesiące? Wziąć urlop bezpłatny! I zrealizować jedno z marzeń towarzyszących mi od bardzo dawna - napisać książkę. W różny sposób próbowałem to zrobić "po godzinach" ale to naprawdę nie jest proste. Nie twierdzę, że się nie da. Wręcz przeciwnie, jest to zapewne bardzo fajny sposób na zrobienie czegoś dodatkowo, pracując. Sami narzucamy sobie tempo, sami wyznaczamy cele i terminy. I tu leży pies pogrzebany - w moim przypadku rzeczywistość z bólem konfrontowała się z planami. Dni, miesiące, lata mijają, a postępów żadnych. Po prostu, widocznie taki mam charakter.
Oczywiście, nie liczę, że napiszę książkę od deski do deski w trzy miesiące. Ale jeśli zacznę, przygotuję wsad merytoryczny, to będzie to już ogromny krok do przodu. Korespondencja z wydawnictwami już się toczy, spis treści przygotowany. Pozostaje teraz wypełnić go treścią. Więcej szczegółów umieszczę w kolejnym wpisie, bo będę chciał prosić Was o pewną pomoc.
Teraz zaś chciałem krótko kilka słów skierować do tych wszystkich, którzy "chcą, a boją się", w różnych tematach. Czy trzy miesiące bez zarabiania to dużo? Dla mnie tak, zwłaszcza biorąc pod uwagę kredyt. Czy liczę, że wpływy z książki mi to zrekompensują? Po cichu tak, ale nie jest to uwzględnione w biznesplanie. Tzn. jeśli się uda, to super. Ale jeśli nie, to tragedii nie będzie. Po co zatem to robię? Bo się odważyłem! Tak, jest to trochę szalone. Ale bez przesady. Za to może dać naprawdę potężnego powera do kolejnych lat regularnej pracy. Taki restart, reset, job break, czy jakkolwiek to nazwiecie. Trzy miesiące spędzone praktycznie non stop z żoną, w końcu bez biegania ciągle za czymś. Oczywiście, oboje będziemy w tym czasie pracować. Ja nad książką, żona nad swoimi sprawami. Ale zdalnie, z domu, więc razem. Śniadanie, obiad, kolacja itd. itp. Szykuje się fajny czas - mam nadzieję. Reset, reset i jeszcze raz reset.
Lista rzeczy, które chciałbym przy okazji zrobić jest bardzo długa. Ale też się nie oszukuję. Wiem, że ten czas "zleci" bardzo szybko. Dlatego czas z żoną i pisanie książki to dwie rzeczy, na których chcę się skoncentrować. Reszta - na ile się uda, przy okazji. M.in. z tego względu musiałem odmówić wystąpienia na kilku grupach w wakacje. Jeśli się rozdrobnię, wszystko się rozmyje. Dlatego też nie robię wielkich planów. Wiem, że mam rekolekcje - bo takowe lubię - i poza tym nic. Planujemy gdzieś na trochę wyjechać... ale może nie wyjedziemy. Może trochę zacznę pisać side-projekt, nad którym myślę od dawna. A może nie. A może nauczę się nowego języka programowania, a może nie. Luz.
Jeszcze nie zacząłem, a już czuję się wypoczęty! Zachęcam, poważnie zachęcam do przemyślenia, czy i w Twojej karierze zawodowej nie jest dobry moment na zaplanowanie takiego job breaku. A właściwie - job break, family recharge. Nie dajmy się zwariować kasie! Peace & love
Disclaimer – “Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne szkody powstałe w wyniku użytkowania jakichkolwiek tekstów i materiałów publikowanych w serwisie” Tzn. mój plan choć może szalony, został skrupulatnie przemyślany. Pod kątem finansowym i logistycznym. Nie namawiam do rzucenia wszystkiego bez namysłu. Ale do tego namysłu właśnie!
Zdjęcie: http://7-themes.com/