Blog Kokosa

.NET i okolice, wydajność, architektura i wszystko inne

NAVIGATION - SEARCH

Niedzielnik Kokosa - 02-07-2017

Internet codziennie zalewa nas informacjami. Jeśli nie masz czasu tego wszystkiego ogarnąć, oto garść wybranych przeze mnie, najciekawszych treści, na które natknąłem się w tracie ostatniego tygodnia:

Konrad 2.0 czyli praca na swoim


I stało się. Odszedłem z etatu w Banku Millennium i idę "na swoje". Dziś właśnie jest mój pierwszy dzień "wolności".

Gdy w kwietniu 2015 roku po raz pierwszy występowałem na WG.NET, serce mało nie wyrwało mi się z klaty ze stresu. Jak dziś pamiętam jak wracając do domu musiałem wstąpić po dużą porcję frytek by uzupełnić spalone z tremy zapasy. To była realizacja od dawna drzemiącego, ale mocno uśpionego we mnie marzenia, by coś "porobić". Byłem już wtedy mocno wkręcony w udzielanie się na StackOverflow, ale publiczne wystąpienie to był kolejny etap. Połknąłem bakcyla totalnie. To mnie kręci i to lubię. Bardzo liczny i pozytywny odzew w ankietach tylko nakręcił mnie dodatkowo.  Więcej...


Niedzielnik Kokosa - 25-06-2017

Internet codziennie zalewa nas informacjami. Jeśli nie masz czasu tego wszystkiego ogarnąć, oto garść wybranych przeze mnie, najciekawszych treści, na które natknąłem się w tracie ostatniego tygodnia:

Niedzielnik Kokosa - 18-06-2017

Internet codziennie zalewa nas informacjami. Jeśli nie masz czasu tego wszystkiego ogarnąć, oto garść wybranych przeze mnie, najciekawszych treści, na które natknąłem się w tracie ostatniego tygodnia:

Z przyczyn technicznych niestety w tym tygodniu brak listy wpisów - za usterkę przepraszamy!

    Niedzielnik Kokosa - 11-06-2017

    Internet codziennie zalewa nas informacjami. Jeśli nie masz czasu tego wszystkiego ogarnąć, oto garść wybranych przeze mnie, najciekawszych treści, na które natknąłem się w tracie ostatniego tygodnia:

    Inny, wspaniały świat - odcinek 05

    Interaktywne opowiadanie programistyczne w alternatywnej rzeczywistości współczesnego PRLu. Każdy odcinek stawia bohatera Mirka przed wyborem, którego dokonujesz Ty Czytelniku. Ja na podstawie głosowania piszę kontynuację fabuły - około 400 słów by nie było za długo, by było granularnie. Zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi! Zapraszam do wspólnej zabawy.

    Nawigacja: Pierwszy odcinek - Poprzedni odcinek - Następny odcinek

    W tym momencie już nic więcej nie mogłem zrobić. Egzamin skończył się kilkanaście minut temu. Zostałem poproszony o opuszczenie sali egzaminacyjnej na czas obrad komisji. Czy moja dość szczera odpowiedź o dzieciaku zafascynowanym kolorowym, zachodnim światem mogła coś zmienić? Nie miałem pojęcia. Byłem przede wszystkim bardzo, bardzo zmęczony. Już za kilka minut wszystko powinno się wyjaśnić.

    Po korytarzach snuli się urzędnicy bez wyrazu. Tego czego na pewno nie chciałbym robić, to pracować tutaj. Oparty o parapet przy oknie z widokiem na rondo Wojciecha Jaruzelskiego, coraz bardziej zanurzałem się we własnych myślach. Za oknem świat gnał do przodu, zagarniturowani ludzie pędzili z albo do pracy. Polska Rzeczpospolita Ludowa w roku 2017. Jedna z perełek Bloku Wschodniego. Obok Związku Radzieckiego, jedno z głównych centrów innowacyjnych i technologicznych. A jednocześnie kraj pełen przedziwnych kontrastów i paradoksów. Obok sklepu komputerowego, w którym na półkach stały komputery osobiste Mera i Kasprzaka, sklep mięsny, w którym wciąż od lat jedynie na wpół puste półki i załatwianie co lepszego towaru spod lady. Żeby dostać atrakcyjne mieszkanie z zakładowego przydziału trzeba było zbudować skomplikowaną sieć znajomości i układów. Dziwna mieszanina, jakby czas zatrzymał się tutaj. Ale tylko wybiórczo, pozwalając pewnym aspektom życia płynąć naturalnym tempem. A niektórym pozwalał pozostawać niezmienionym od kilkudziesięciu lat.

    Gdyby się postarać, można by bezrefleksyjnie żyć w tym świecie całkiem wygodnie. Jak spotkany wczoraj kolega tramwajarz. Jednak prawda była taka, że był to świat dziwnie podzielony. Świat rozpołowiony na kapitalistyczny zachód i socjalistyczno-ludowy wschód. Zimna wojna omal nie przerodziła się w wojnę atomową ale potem nastąpiło swoiste odprężenie. Świat chyba zmęczył się tym ciągłym atomowym napięciem. Konflikt przeniósł się na inny poziom. Rząd dusz, ideologia i technologia. Symboliczną granicę podziału wyznaczał Mur Berliński. Ale podział sięgał znacznie dalej, począwszy od Cyfrowej Sieci zwanej na zachodzie Internetem. Aż po Księżyc, gdzie w znacznym oddaleniu od siebie zbudowane zostały bazy badawcze obu stron - Houston oraz Korolow. Każdy standard, każdy układ elektroniczny - wszystko miało swoją wschodnią i zachodnią wersję. Począwszy od częstotliwości sieci elektrycznej, poprzez układ metryczny po używane języki programowania. Technologicznie i ideologicznie rozpołowiony świat. Smutny stan, w którym nikt chyba nie wiedział, do czego dążymy. Byle osiągnąć więcej, szybciej i lepiej. Byle pokazać, że jesteśmy lepsi niż "oni".

    Z rozmyślań wyrwało mnie skrzypienie otwieranych nieopodal drzwi. Nieoczekiwanie zakręciło mi się w głowie i przeszył mnie mocny ból brzucha. Zdałem sobie sprawę, że od rana nic nie jadłem. Emocje i towarzyszące mu wyrzuty adrenaliny najwyraźniej ustępowały i organizm zaczynał dopominać się o swoje. O ile wcześniej w ogóle o tym nie myślałem, teraz głód stał się niemożliwy do zniesienia. Przypomniałem sobie, że na parterze widziałem automat z batonami. Szybkie spojrzenie na zegarek. Za kilka, góra kilkanaście minut komisja zaprosi mnie i ogłosi wynik. Dla mnie to całe wieki w takim głodzie. Co robić?


    Niedzielnik Kokosa - 04-06-2017

    Internet codziennie zalewa nas informacjami. Jeśli nie masz czasu tego wszystkiego ogarnąć, oto garść wybranych przeze mnie, najciekawszych treści, na które natknąłem się w tracie ostatniego tygodnia:

    Inny, wspaniały świat - odcinek 04

    Interaktywne opowiadanie programistyczne w alternatywnej rzeczywistości współczesnego PRLu. Każdy odcinek stawia bohatera Mirka przed wyborem, którego dokonujesz Ty Czytelniku. Ja na podstawie głosowania piszę kontynuację fabuły - około 400 słów by nie było za długo, by było granularnie. Zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi! Zapraszam do wspólnej zabawy.

    Nawigacja: Pierwszy odcinek - Poprzedni odcinek - Następny odcinek

    - Czy aby na pewno ma to teraz jakieś znaczenie? Byłem wtedy jeszcze dzieckiem - odpowiedziałem asertywnie, trochę zmęczony już niemerytorycznym przebiegiem tego egzaminu. Tyle lat studiów, sporo przygotowań i nauki, a na egzaminie jakby nikogo to nie interesowało. Miałem nadzieję, że taka odpowiedź zamknie temat, choć zdawałem sobie sprawę, że jest ryzykowna.

    Mierzyłem się wzrokiem z pytającym. W sali zapanowała cisza, zza okien docierał głównie przytłumiony dźwięk klaksonów samochodów i innych typowych odgłosów miasta. Komisja patrzyła się na mnie, a ja na komisję. O czym myśleli? Wzrok przewodniczącej pozostawał niezmiennie znudzony, ale przyglądała mi się, jakby faktycznie zastanawiała się nad moją odpowiedzią. Doktor Kaczmarek miał całkowicie nieodgadnioną minę, a inżynier Maciejewski prezentował coś, co mógłbym przysiąść, było ledwo zauważalnym uśmiechem. Tylko pytający wciąż wpatrywał się we mnie coraz bardziej agresywnie.

    Cisza stawała się nieznośnie krępująca. Pot zalewał mi czoło, a mnie zaczynała ogarniać fala paniki. Czyżbym popełnił kardynalny błąd? Nie stałem przecież przed komisją wojskową ani Trybunałem Stanu. Jednak wciąż jest to państwowa komisja Centralnej Izby Informatyki. Może to było zbyt bezczelne? Robiło mi się coraz bardziej gorąco. Niech już ktoś coś w końcu powie! A może ja powinienem coś powiedzieć?!

    - Czy taka odpowiedź pana zadowala, kapitanie Borkowski? - przerwała ciszę przewodnicząca, obracając powoli głowę w kierunku nękającego mnie egzaminatora.

    Kapitan Borkowski, przemknęło mi przez myśl, zapewne jakiś oficer niższego szczebla, wojskowy. Chce się pobawić moim kosztem i popisać swoją niewielką władzą. Nikt istotny nie zostałby oddelegowany na przeciętny egzamin przeciętnego kandydata. Wiedziałem, że na egzaminie jest ktoś od nich. Wszędzie jest ktoś od nich. Na ogół siedzieli milcząco, bo i tak nie mieliby pojęcia o co zapytać. Najwyraźniej z wyjątkiem mojego przypadku, cholera.

    - Taka odpowiedź jest wystarczająca by wyrobić sobie własne zdanie - odpowiedział enigmatycznie. Wszystkim chyba ulżyło, że temat nie będzie dalej kontynuowany, a przewodnicząca czym prędzej procedowała dalej:

    - Doskonale, w takim razie chyba wszyscy jesteśmy zgodni, że poświęciliśmy wstępowi do egzaminu już wystarczająco dużo czasu. Przejdźmy zatem do treści najważniejszej, merytorycznej.

    Członkowie komisji skinęli zgodnie głową i zaczął się właściwy egzamin. Pytania z początku nie były trudne i wydawało się, że wszystko pójdzie jak po maśle, a całość będzie jedynie formalnością. Jednak mieszanina kaca, stresu i nerwów wywołanych dość specyficznym rozpoczęciem egzaminu coraz bardziej dawała mi się we znaki. Odpowiadałem coraz wolniej i mniej pewnie. Ostatecznie odpowiedziałem na wszystkie pytania, ale nie byłem zadowolony z tego jak to zrobiłem. Wiedziałem, że stać mnie na więcej. Z drugiej strony, ocena z egzaminu nie miała większego znaczenia. Wystarczyło go po prostu zdać by móc dalej kontynuować karierę.

    - Doskonale - tymi słowy przewodnicząca zaczęła kończyć właściwą część egzaminu - myślę, że to co usłyszeliśmy wystarczy nam do oceny pana kwalifikacji, panie magistrze. Czy mają Państwo jeszcze jakieś pytania? - skierowała pytanie do pozostałych członków komisji.

    - Tak, ja mam - szybko odpalił doktor Kaczmarek, poprawiając się nerwowo na krześle - zanim przejdziemy do wewnętrznych obrad co do wyniku pańskiego egzaminu, chciałem zrozumieć jeszcze co takiego zainspirowało Pana w USA, czemu to tam żywo zainteresował się Pan technologiami informatycznymi?

    Osz cholera! Ależ się uczepił! - pomyślałem sobie. Co mu powiedzieć? Że na zachodzie jest więcej kreatywności, więcej swobody, produkty są bardziej kolorowe, że dla dzieciaka jakim wtedy byłem to właśnie było fascynujące? To raczej nie interesowało całej komisji, dziadek najwyraźniej uczepił się mnie osobiście. Czy mogę sobie zatem pozwolić na zignorowanie tego pytania? Jedynie na szczerość chyba nie mogłem sobie pozwolić... a może?



    .NET DeveloperDays 2017 - ustalanie agendy

    Są konferencje, które lubię - po prostu. Gdy po raz pierwszy dwa lata temu byłem na .NET DeveloperDays, to mimo pewnych niedociągnięć, spodobała mi się. Co zresztą opisałem w swojej relacji. Może dlatego że to taki spadkobierca Microsoftowego MTS - to samo miejsce, ta sama pora roku, mniejszy ale wciąż zbliżony rozmach. Czuć było tkwiący w niej potencjał! Wtedy, dwa lata temu, odbyła się pierwsza warszawska edycja. I była z przytupem (o tej pierwszej, wrocławskiej, nic nie wiem).  Ściągnięcie jako gości Scotta Hanselmana i Scotta Huntera to imponujące osiągnięcie. Dużo dobrych nazwisk, głównie zagranicznych. Jednak co do merytoryki, krążyły opinie z którymi się zgadzam - trochę za dużo JavaScriptu na konferencji .NETowej. I za dużo ogólnego opowiadania o technologiach zamiast konkretów, zwłaszcza Azure. Więcej...

    Niedzielnik Kokosa - 28-05-2017

    Internet codziennie zalewa nas informacjami. Jeśli nie masz czasu tego wszystkiego ogarnąć, oto garść wybranych przeze mnie, najciekawszych treści, na które natknąłem się w tracie ostatniego tygodnia: